Spalony domek

- Heh... chyba jednak dziś nie wstanie. Dajmy jej spokój. Mamy zresztą do pogadania

Przestanie - uśmiechnął się - Ale jak leżysz to boli bardziej bo uciskasz siniaki... A jak wstaniesz to poboli ale tylko przez jakiś czas...

-Ojj...-mruknęła- Nie chcę się ruszać

Do pogadania? - zdziwił się - Nic nie przeskrobałem

- A kto powiedział, ze tak? Poprostu muszę z toba o czyms porozmawiac

No to mów - powiedział - i tak nie mam nic do roboty

- A może się ta przejdziemy? Nie chcę fatygować Kyrie. Wygląda na zmeczoną...

ech - zaczął - dobra, niedługo wrócę...mam nadzieję - dodał i uśmiechnął się

-Spokojnie przecież się tu nie zabiję- powiedziała -Juz dawno przecież nic nie podpaliłam...

dobra - powiedział sam do siebie - idziemy? - spytał Sak

- Eee.. ale gdzie? <^_^"">

eee... To ty chciałaś pogodać - powiedział zbity z tropu Thoqqua - gdzie chcesz

- Może do herbaciarni? - zaproponowała

kyrie ponownie położyła się na łóżku z wyraźnym zamiarem zdrzemnięcia się.

OK - powiedział - chodźmy

<możliwe, że nie zdązymy dzisiaj bo "reszta" się dobiera>

I po chwili zasnęła
<czyt. poszła się uczyć do klasówki :P>

Gdy się obudziła była już w zdecydowanie lepszej formie. usiadła na łóżku i zaczęła powoli jeść rzeczy przyniesione przez Thoqque

Skonczyła jeść i postanowiła się udać na mały spacerek....minimalny wręcz. Taki wokół domu. Żeby mieć zawsze pod ręką ścianę.

Odpoczęła kilka razy po drodze po czym zamyśliła się na chwilę. Najwyraźniej coś postanowiła i ruszyła powoli w stronę miasta.

Wbiegła do domu złapała patelnię, poduszkę, koc, kilka innych rzeczy i jakąś wydawałoby się przypadkową kartkę, zamknęła wciąz otwarte okno i wybiegła.

Weszła do domku i rzuciła plecak na progu. Obeszła krąg na podłodze przyglądając się mu uważnie, wzięła parę rzeczy z apteczki i położyła się na łóżku.

zasnęła upuszczając na ziemię flakonik z którego wydobywał się intensywny, niebieski zapach (:P)

kyrie obudziła się, podniosła flakoni, zmarszczyła nos i wyrzuciła źródło dziwnego zapachu przez okno. Przeciągnęła się i wyszła z domu w poszukiwaniu śniadania.

Weszła do domu kopiąc po drodze wszystkie przedmioty znajdujące się w jej zasięgu (a było tego sporo....) Zamknęła dokładnie drzwi i wszystkie okna. Nad domkiem dym zaczął unosić się nieco intensywniej niż zwykle...

Wybiegła z domu krztusząc się dymem. Budynek stał w płomieniach, ona jednak miała dużą wprawę i już po chwili go ugasiła. w coraz bardziej złym nastroju, z nadal dymiącymi włosami i lekko krwawiącymi nadgarstkami ruszyła ścieszką spowrotem w stronę miasta.